Data naszej wyprawy choć przypadkowa, to jednak pamiętna i
jakże ważna. Wspominam gdy obudziłem się, a w „szklanej bańce” nie było
teleranka tylko wystąpienie generała.
Trzydzieści dwa lata później ruszamy z parkingu pod zamkiem
w Będzinie na kolejną wyprawę. Dzień chłodny, ale czego można się spodziewać w
połowie grudnia. I tak jesteśmy zaskoczeni tak dobrymi warunkami. Spowity mgłą
zamek, leniwie płynie rzeka Czarna Przemsza, a my ruszamy pełni optymizmu ciesząc
się wolnością, jakie dają nam wyprawy i nie tylko taką:).
Trasa przebiega wzdłuż rzeki, aż dojeżdżamy do Parku Zielona
w Dąbrowie Górniczej. Fajna trasa, śmiało polecam na rodzinne wyprawy z jedną
uwagą. Nie ruszajcie po deszczu. Niestety droga nie jest zbyt dobrze utwardzona
i jej powierzchnia robi się błotnista. Mroźny poranek daje nam przywilej
poruszać się po zamarzniętym błotku.
Dojeżdżamy do Pogorii 4 gdzie zaskakuje nas niesamowity
spokój i cisza. Woda jak lusterko, ludzi jak na lekarstwo, im mniej tym lepiejJ. I ciekawe zjawisko,
mgła zasłania drugi brzeg więc czujemy się jak nad ogromnym akwenem. Oczywiście
pamiętna fotka.
Trasa nie jest zaplanowana w szczegółach. Uzgadniamy, a
wiedzieć wam trzeba, że zgodni jesteśmy. Ruszamy do Siewierza do znanej z
podawanych dań z gęsi restauracji, gdzie planujemy zjeść coś ciepłego. To
bardzo motywująca myśl, zwłaszcza gdy się ma zmarznięte stopy i ręce, nasze
ubrania nie są przygotowane na takie warunki. Wojtek ma robocze grube rękawice,
a ja podwójne, jedna para do biegania, a druga do pracy gdyby coś się
przydarzyło naprawiać.
Po drodze zatrzymujemy się przy wiatraku, szkoda tylko, że
możemy jego walory podziwiać zza ogrodzenia. Kolejny przystanek to zamek w
Siewierzu.
Rynek w Siewierzu nie zachwyca, dlatego szybko kierujmy się
do restauracji na żurek z białą kiełbasą. Cena jak na wielkość, a raczej
niewielkość porcji duża, smak dobry ale nie powala. Mogłem spróbować gęsich
żołądków w sosie. Kilku gości je wcina aż miło popatrzeć.
Ruszamy nad zalew Przeczyce, tutaj rozbijamy nasz obóz.
Czyli wyciągamy kuchenkę i czajnik. Woda gotuje się długo, ale to wynik
panującego wciąż zimna. Kawa nas rozgrzewa i próbujemy nowego specjału, kuskus.
To taki test przed dłuższymi wyprawami, łatwo go przyrządzić i smakuje całkiem
nieźle. Wymyślamy z czym można go połączyć. Wojtek wszystko by łączył z
tuńczykiem, makaron z tuńczykiem, ryż z tuńczykiem teraz kuskus z tuńczykiem.
Ja mogę wszystko z keczupem i cebulką.
Planujemy odwiedzić jeszcze dwie Pogorie dlatego czas
ruszać. Z drzew zaczyna ściekać bardzo szybko i obficie topniejący szron. Pod
każdym drzewem kałuża, przejeżdżając pod nimi przyspieszamy by jak najmniej
dostało się na nasze ubrania. To wynik tego, że nareszcie mgła ustąpiła i
pojawiło się słoneczko. Zrobiło się pięknie!!!
Przy tej pogodzie dojeżdżamy drugą strona Pogorii 4 do
Pogorii 1. Dla niewtajemniczonych powiem, że mamy Pogorii aż 4, każda piękna i
inna. Jedynka jest najstarsza i obecnie bardo pusta, a o tej porze roku
całkowicie pusta. Woda, plaża, słońce, ławeczka, nam to się powodzi. Nawet jest
małe ZOO.
Teraz kolej na Pogorię nr 2, rezerwat przyrody. Ponoć można
tu złowić niezłe okazy ryb i zobaczyć skrzydlate stworzenia jakich nie
zobaczymy nigdzie indziej w naszym kraju. Ale nie wiem, nie znam się
sprawdzajcie sami. Tutaj taż przydarza mi się coś wyjątkowego. Po przejechaniu
1700km i przemierzeniu kawałka naszej śląsko-zagłębiowskiej ziemi łapę gumę w
przednim kole. Niby nic, ale w moim poprzednim góralku nie złapałem nigdy, a
tutaj pierwszy raz. I co się okazało, że zostawiłem w domu dętkę i łatki!!!
Gdyby nie pomoc Wojtka dalsza droga… aż strach myśleć. Na szczęście naprawa
przebiega bez większych trudności, jedynie to, że nie mam wprawy i robię to
wolno.
Ruszamy nad Pogorię nr 3, gdzie robimy fotkę. Nawet
przyjechała TVP by nakręcić jakiś reportaż. Ale nie robimy za gwiazdy i ruszamy
do Parku Zielona by wzdłuż wspomnianej na początku rzeczki ruszyć w drogę
powrotną do domu. Nie skracam trasy bo zrobiło się tak ładnie, a co to jest
70km dla nas? Nie wiemy czy jeszcze w tym roku, albo nawet przez kilka miesięcy
ruszymy w trasę. Dlatego chcemy się nacieszyć tą chwilą jak najdłużej. Niestety
przychodzi chwila rozstania, Wojtek kierunek Będzin, Sosnowiec, ja Grodziec,
Gródków. Przejechaliśmy 72km ciesząc się każdą chwila i pięknymi widokami.
Wciąż jestem głodny wypraw nawet w tym roku. Niech żyje WOLNOŚĆ!!!