Mamy więcej planów wypraw niż możliwości ich realizacji. I
jak się domyślam nie jesteśmy w tym osamotnieni.
Wyprawa częścią Szlaku Orlich Gniazd zrodziła się kilka
miesięcy temu, ale dopiero teraz znalazła swój finał i to w tak wyjątkowym dniu
jak 1 maja, w dodatku 10 rocznicę przystąpienia do UE. Nie żebym chciał się na
ten temat rozpisywaćJ.
Ruszamy z Dworca Będzin Ksawera do Korwinowa Śląskimi
Kolejami. Muszę przyznać, że standard iście europejski. Nas najbardziej cieszą wieszaki
na rowery i mały tłok w wagonie. Jadą z nami chłopaki na trzydniową wyprawę
SOG, mają do pokonania 180km w trzy dni, my
(jak się okaże) 120 w jeden dzień. Poza tym kilku innych rowerzystów na
pomniejsze przejażdżki.
Podczas jazdy Wojtek dzieli się czekoladą jaką otrzymał od
żony z bardzo ładną dedykacją. Już robi się miło i słodko. Pociąg mknie gładko.
Na ekranach LCD pokazują samoloty wojskowe, próbuję wywnioskować dlaczego? Może
maszynista lubi lotnictwo?
Korwinów wygląda na nieduże miasteczko, a dla nas jest
jedynie miejscem startu do pierwszej bazy czyli ruin Zamku w Olsztynie. Przez
część drogi jest bardzo fajna trasa dla rowerzystów i spacerowiczów, aż szkoda,
że nie do samego Olsztyna. Mimo wolnego dnia ruch duży, na drogach niedzielni,
albo raczej 1 majowi kierowcy w dużej ilości, trzeba uważać. Rynek i zamek
jeszcze dość pusty co nas cieszy. Kupuję pamiątkowy widoczek z magnesem na
lodówkę, staram się mieć przynajmniej jeden z każdej wyprawy. Wojtek był tu
wiele razy dlatego rozbija nasz obóz, a ja ruszam buszować po ruinach. Pogoda
wymarzona na jazdę i zwiedzanie.
Przychodzi czas ruszyć do Złotego Potoku. Na drodze robi się
naprawdę gęsto, do samochodów dołączyli panwie na swych wspaniałych maszynach.
Na szczęście w większości są to choppery, a motocykliści na nich (moim zdaniem)
stanowią swego rodzaju elitę o czym świadczy ich pełna kultury jazda! O innych
motocyklistach nie wypowiadam się.
Wybierając mniej uczęszczane trasy wydłużamy nieco drogę ale
warto! Bywa, że jadąc przez las droga robi się bardzo piaszczysta zmuszając nas
do pchania rowerów, ale i to należy do atrakcji tej wyprawy. Osiągamy Złoty
Potok i robimy pierwszy przystanek przy Muzeum Krasińskiego. Ładne miejsce w
pięknym parku, a na ozdobę z fajnym stawem, jak mniemam zarybionym, ponieważ na
jego brzegach byli wędkarze, czyli też sportowcyJ.
Robimy rundę honorowa po okolicy by wylądować nad jeziorkiem (innym) w lasku.
Tu świętowanie na całego, my też dołączamy się unosząc w powietrze zapach
parzonych zupek i kawy. Potem leżymy, leżymy, leżymy czyli dopadło nas
lenistwo.
Oj ciężko było się zebrać jeszcze ciężej rozruszać, a droga
do Mirowa i Bobolic zrobiła się wymagająca. Zauważamy z lekkim uśmiechem, że
wiele osób robiąc plany wycieczki nie uwzględniło różnicy wzniesień. Co dało
się zauważyć prowadzeniem rowerów tam gdzie były podjazdy. Nawet dostaliśmy
propozycję holowania kilku pańJ.
Mirów pojawił się powiewającą flagą i podobnie było w Bobolicach. Tutaj cały
pochód ludzi, co by pasowało do daty. Samochody sparaliżowały ruch, ale my
dzielnie przebijamy się prze korki, robimy kilka fotek i spadamy. To nie nasza
bajka tylu ludzi w jednym miejscu.
Ruszmy do Rzędkowic, kiedy mijamy skałki Wojtek pyta jakby z
nadzieją, że zaprzeczę „to co, zatrzymujemy się?”. Chwilę się waham, czas ucieka,
kilometrów do przejechania sporo, trochę sił zostawiliśmy na ostatnich
podjazdach, a tu kolejny podjazd. Jednak po to tu jesteśmy „skręcamy!” I tak
zaczęła się kolejna wspinaczka. Poszło dość łatwo, jednak nie podjeżdżamy pod same skałki bo tu
również sporo ludzi i poza tym już tu byliśmy. http://wyprawyrowerowejw.blogspot.com/2013/10/rzedkowice-11-lipca-2013r.html
Do uprawiania wspinaczek chyba utworzyły się kolejki?
Do uprawiania wspinaczek chyba utworzyły się kolejki?
Droga do Zawiercia to już z górki i to dosłownie, podobnie
do Łaz, gdzie zatrzymujemy przy miejscowej lodziarni w wiadomym celu. Potem już
tylko Ząbkowice, tu przystanek przed domem przyjaciela, który przeszedł
niedawno operację usuwania guza z płuc. Dzielny facet, rozmawiamy chwilę, jest
jeszcze bardzo słaby, oddech krótki. Dzięki Bogu rokowania są dobre! Obiecuje,
że jak dojdzie do formy rusza z nami! Trzymamy go za słowo.
Postanawiam jechać z Wojtkiem dalej niż Park Zielona co
oznacz, ze nadrobię kilka kilometrów, ale przyszedł mi na myśl pomysł, że
powinniśmy naszą wyprawę zakończyć pod Zamkiem w Będzinie. Dla nas to oklepane
miejsce, ale zamek, to zamek. Będzie już czwartym na trasie i tym akcentem i
łykiem wody „Złoty Potok”, zakończyliśmy wyprawę.
Wyszło z dojazdem do domu 122km ze średnią 19,2km/h. Biorąc
pod uwagę podjazdy i zwiedzanie parków, okolic zamków i pchanie naszych maszyn
przez piaszczyste drogi, to całkiem przyzwoity wynik. Mamy odłożony plan
wyjazdu do Wisły. Teraz wahamy się czy jechać do Wisły pociągiem i wracać
na rowerze, czy odwrotnie? Oto jest
pytanieJ.
Ale o tym w kolejnym odcinku.
Link do mapki wyprawy
Link do mapki wyprawy
Szacun Pastorze i Panie Wojciechu!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję w imieniu załogi:).
Usuń