Pustynia Błędowska!
Do tej pory na dłuższe wyprawy jeździłem zawsze z Wojtkiem.
Nasze wspólne wędrowanie przynosi nam ogromną satysfakcję, ale od czasu do
czasu dobrze jest się udać w samotną podróż. Aby się o tej dobroci przekonać,
postanowiłem ruszyć do jednego z unikatowych miejsc, nie tylko w regionie, ale
w całej Europie. Brzmi wzniośle, ale do takich miejsc ponad wszelką wątpliwość
można zaliczyć Pustynię Błędowską.
Zdobyłem niezbędną wiedzę, kondycję i wyposażenie. Mogę
ruszać! Przede mną ok. 40 km w jedną stronę. Powrót planuje nieco wydłużyć.
Wyprawa 100 km jest absolutnie do zaakceptowania. Mam opracowany pieczołowicie
plan, zamierzam skorzystać z poznanych z Wojtkiem dróg plus te, którymi
poprowadzi mnie GPS (bezpłatna aplikacja OsmAnd). I prowadzi, a raczej
wyprowadza w las i to dosłownie. Moja droga z 40 km wydłuża się prawie do 50.
Pogoda jak przez większość tego lata, śliczna. Rower spisuje
się doskonale, tylko nawigacja każe mi skręcać w pola i las gdzie nie ma drogi.
Nie zawsze opcja „droga dla rowerów” się sprawdza. Ale zdarza się, że można
poznać nowe fantastyczne drogi, szkoda tylko, że nie tym razem. W końcu
docieram do miejsca, które rozpoznaję. Jeździłem tędy wcześniej samochodem
wiele razy. Mogłem tu dotrzeć znacznie wcześniej jadąc znaną mi drogą przez
Dąbrowę Górniczą, potem obok Huty Katowice, kierując się na Niegowonice. Ale
mój dobry humor nie gaśnie. Wręcz przeciwnie, śmieje się pod nosem i ruszam na
Błędów. Droga prosta, niewielkie wzniesienia wiec posuwam się szybko. Osiągam Błędów,
kolejny etap to Chechło. Stąd do punktu widokowego już tylko jeden krok.
Dojazd do celu przynosi mi podwójną satysfakcję. Osiągnąłem
cel i to moja pierwsza samotna nieco dłuższa wyprawa. Już wiem, że mi się
podoba. Odpalam moją kuchenkę i gotuję pierwszy posiłek. Kawa w cieniu krzewu
smakuje wybornie. Choć wpatrywanie się w pozostałą resztkę pustyni ma swój
urok, jednak adrenalina wzywa mnie do dalszej podróży.
Wracam do Błędowa i postanawiam znowu zaufać GPS-owi. Tym
razem to bardzo fajna droga dla rowerów i maszyn rolniczych, nie koniecznie dla
osobówek. Doprowadza mnie do Niegowonic. Tutaj na wzgórzu znajduje się atrakcja
okolicy, skałki z niezłym widokiem. Byłem tu kilka razy na rowerze, pierwszy raz
na składaku Wigry 2, jakieś 35 lat temu. Kusi mnie by zmierzyć się ze stromym
podjazdem, ale rozsadek podpowiada, żeby oszczędzał siły na powrót nowymi drogami,
nieprzewidywalnymi drogami. Wiem jak stąd wrócić utartymi szlakami, ale ja
szukam nowych. Ponownie zaufałem technice. Początek trasy jest nawet przyjemnym
doświadczenie. Lecz im dalej w las, tym zarośla gęstsze, droga węższa, aż
następuje jej koniec. W grze pt. „poznawanie nowych dróg” jest dwa do jednego.
Nie lubię przegrywać. Wracam do asfaltu i kieruję się dalej już tylko takimi
drogami. GPS jeszcze kilka razy chce mnie skierować przez las, ale nie
podejmuję ryzyka i tak bocznymi, ale pewnymi drogami docieram nad Pogorię IV.
Od tego miejsca jazda to już spacerek. Do domu docieram
wcześniej niż planowałem. Zrobiłem prawie 113 km, mam przynajmniej 20 km więcej,
w tej sytuacji od przybytku głowa nie boli tylko co innego. Już planuję kolejną
samotną wyprawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz