Wyjazd był uzależniony od pogody. Zmienia się pogoda, a wraz
z nią przekładamy termin wyprawy. W końcu jest na ekranie pogodynki słoneczko i
zachęcająca temperatura.
Równie często zmieniały się plany gdzie mamy się wybrać. Po
wymianie kilku esemesów i szeregu telefonów, jest decyzja! Ruszmy w piątek o
9.15 spod mojego domu do tylko, (albo aż) Tarnowskich Gór. Tylko, bo odległość
nie jest imponująca, aż bo każda wyprawa niesie ze sobą coś wyjątkowego, niepowtarzalnego.
Niespodzianka, Wojtek pojawia się wcześniej niż planowaliśmy.
Dojazd do mnie dla niego to ponad 10km. Nie zwlekamy z wyjazdem robimy fotkę i
ruszamy. Zauważam, że na trawniku wyrosły stokrotki. Czy to normalne o tej
porze roku? Nie mam pojęcia, nie pamiętam by coś takiego miało miejsce w
minionych latach.
Do Tarnowskich Gór można dojechać bocznymi spokojnymi
drogami z czego chętnie korzystamy. Nie spieszymy się, tempo spacerowo-rekreacyjne.
W ten sposób dojeżdżamy do Zabytkowej Kopalni Srebra. Byłem tu kilka razy, wszyscy
znamy Kopalnię Soli w Wieliczce, znacznie mniej ludzi wie o tej kopalni. A
warto ją zwiedzić! Pod ziemią rowerami się nie da, więc pozostajemy na
powierzchni podziwiając maszyny parowe naszych dziadków.
OsmAnd prowadzi nas dalej polną drogą co nas bardzo cieszy
zwłaszcza, że droga bardzo fajna, oprócz nas jest na niej kilku spacerowiczów. Dojazd
do rynku uświadamia mi, że w pobliżu kryje się poro ciekawych uliczek. Wiele z
nich nie wygląda na ulice dla ludzi zamożnych. Mijamy małe sklepiki, wyglądają
na perełki jakich w dobie Galerii Handlowych spotyka się coraz mniej. Jeden z
nich przykuwa szczególnie moją uwagę, na szyldzie czytam: „Akcesoria do
parzenia herbaty”. Nie zatrzymujemy się, ale byłem zaintrygowany i kto wie czy nie
wrócę tam specjalnie do tego sklepu. Wjeżdżamy na rynek, ale duży! Próbuję go
porównać z rynkiem w Bytomiu. Trudno stwierdzić, według Wojtka ładniejszy jest
w Tarnowskich Górach, według mnie rynek w Bytomiu ma ogromny potencjał, tylko
jest bardziej zaniedbany.
Szukamy odruchowo kebaba, zamiast nazwy kebab znajdujemy
inną Piri Piri. To również lokal z kebabem. Nie możemy odmówić sobie
przyjemności spróbowania. Wystrój ładny, lokal bardzo czysty, wręcz sterylny.
Panie ubrane w firmowe stroje bardzo sympatycznie zachwalają serwowane jadło. Prosimy o podanie „dania szefa” czyli
najlepszego kebaba. Smakuje dobrze, surówki inne niż te do jakich jestem
przyzwyczajony, ale bardzo świeże, pita
dobra, ale nie zachwyca, cenie sobie chrupiącą. I sos, a tu mały zgrzyt, trochę
rozczarowuje, jak dla mnie za mało ostry, cóż mamy różne kryteria ostrości. Wziąłem
mięso mieszane, kurczak z cielęciną, przyzwoite. Daje cztery gwiazdki na pięć.
Czy powrócił bym do tego lokalu? Z przyjemnością, prosząc o dłuższe
przypiekanie i aby to co ma być ostre, takim było.
Kilka fotek z wyjazdu z rynku.
Wojtek otrzymuje telefon, jest zaniepokojony zdrowiem
córki. Podejmujemy decyzję, że skrócimy trasę. Lubimy jeździć, ale nasze
rodziny kochamy to dla nas priorytet! Dlatego szybko ruszamy w stronę
Świerklańca. Podczas poprzedniej wyprawy nie wjechaliśmy do parku, tym razem
mamy to nadrobić i w cieniu sędziwych drzew nad spokojną wodą stawu wypić kawę.
Po drodze jest Nakło i piękny park. Szybka decyzja, zatrzymujemy się by zrobić
kilka fotek.
W Świerklańcu, zmieniamy plany, ale tylko trochę. Nie siadamy
w cieniu tylko szukamy słoneczka. Tego nie musimy tłumaczyć. Czas na kawę i
przyjacielskie rozmowy.
Powrót bardzo spokojny znaną już nam trasą. Niestety zdarza
się mały wypadek, Wojtek ma wywrotkę. Na szczęście skończyło się na strachu,
ale wyglądało to bardo groźnie. Zaowocowało jego ogromne doświadczenie i
sprawność.
Rogoźnik
Do domu już blisko, rozstajemy się, upewniam się, że z
Wojtkiem wszystko OK. On ma jeszcze 10km, ja 500m. Docieram do domu i
stwierdzam, że nie jestem zmęczony, bo i czym. Nie rzucam się do lodówki tylko
komputera by zobaczyć jak wyszło rysowanie trasy przez Endomondo. Wyszło, co też umieszczam. Między licznikiem rowerowym, a śladem GPSu jest różnica ok. 1km. Licznik
rowerowy wskazał ciut więcej. Wyszło 55km w najwolniejszym tempie w historii
naszych wypraw. Wojtek ma plus 20.
Tak blisko i aż tak fajnie. Kto wie, może jeszcze w tym roku
uda się gdzieś wybrać? Wciąż mamy zaległą wyprawę Szlakiem Orlich Gniazd. Nigdy
nie zwiedzałem tej trasy tak późną porą roku.