sobota, 2 listopada 2013

Okoliczne atrakcje wyprawa nr 1.

Park Śląski, Żabie Doły, Bytom (rynek) i Świerklaniec.
31 października 2013r

Na pomysł zwiedzenia okolicznych parków wpadłem pewnego dnia gdy myślałem o niedługiej samotnej wycieczce. Teraz już wiem, że to był bardzo dobry pomysł, może z małym wyjątkiem, lepiej jest z Wojtkiem niż samotnie.
Wstałem o 6 rano, by nim ruszę w trasę odwieźć córkę do szkoły i zrobić szybkie zakupy przed długim weekendem. Pierwszy spojrzenie za okno uświadamia mi, że start może być utrudniony z powodu gęstej mgły. Nie mniej jest ona również zapowiedzią pięknego choć nie najcieplejszego dnia. Przekonuje mnie o tym prezenter pogody w radio, „Katowice rano -1”.
Nadzieja w tym, że mgła do 8.00 opadnie, a wtedy mam zamiar wyruszyć, by spotkać się o 9.00 w Dąbrówce Małej z Wojtkiem przed jednym ze znanych nam sklepów. Wszystko się opóźnia, zakupy, przygotowania, montuję dodatkową lampę. Według planu do punktu spotkania mam ok. 12 km. Obliczam, że dojadę w 35 – 40 minut. Dlatego opóźnienie nie bardzo mnie martwi. Ruszam o 8.25 i mocno naciskam na pedały. Pierwszy etap mam pod górkę, to nie jest łatwy początek. Potem przez Grodziec do Czeladzi. Tutaj o mało nie dochodzi do wypadku, pani za kierownicą (nie mam nic przeciwko paniom za kierownicą) zajeżdża mi drogę tak, że o mało nie przelatuję przez maskę. Ruszam za nią ostro, zatrzymuje się 100m dalej na parkingu przy szkole. Może to jedna z nauczycielek. Hamuję przy niej z piskiem opon zarzucając tylnym kołem. Pani unika spojrzenia w moją stronę więc pukam w okno i rzucam przez zęby stanowczo, ale bez złości „trochę szkoły!!!” Wiem, bez sensu, ale zmęczenie i adrenalina zabrały mi polot. Ruszam dalej nabuzowany emocjami.

Docieram na miejsce na pięć minut przed godz. 9.00. Wojtka jeszcze nie ma, przyjeżdża po czasie, ma dobre usprawiedliwienie, robimy fotkę i ruszamy do Chorzowa.
Ruch duży, pierwsze zakupy w Siemianowicach Śląskich. Niby tuż za miedzą. a w sklepach jakby inny nastrój. Pani ekspedientka zwraca się do mnie po Śląsku z uśmiechem, i odnoszę wrażenie, że  obsługa jest inna niż w Zagłębiu. Ludzie są bardziej otwarci i bezpośredni. To mi odpowiada. Kupuję dwie kawy 3 in 1, Wojtek to co zwykleJ. Przed sklepem dwie jednostki straży pożarnej usuwają jakąś maź z ulicy, zrobiło się tłocznie. Ale rowerzyści chodniczkiem, boczkiem, boczkiem i do przodu omijamy strażaków i korek.
Jadąc nasuwa mi się myśl, że gdyby te wszystkie stare, szaro brudne kamienice zostały doprowadzone do pierwotnego stanu to byłoby bardzo ładne miasto. Mijamy TVP Katowice, rzucam do Wojtka, że jestem gotowy udzielić wywiadu, ale nikt nas nie zaprasza, więc chwilę później wjeżdżamy do jednego z największych parków miejskich w Europie, 640 hektarów. Raj dla ludzi na dwóch kółkach i nogach, rolkarzy i tych z kijkami. Zauważam, że jak na zwykły dzień tygodnia i w miarę wczesną porę, jest sporo ludzi biegających (ja też to lubię), brawo Śląsk się rusza! Na chwilę zatrzymujemy się przed Planetarium byłem ty kilka razy, a Wojtek ani raz, wiem to nie grzech ale… Zwiedzamy dalej i robimy kilka pamiątkowych fotek. Zatrzymujemy się nad jednym z licznych zbiorników, słoneczko pięknie świecie, robi się ciut cieplej, kaweczka w dłoni, Wojtek opowiada wrażenia z pobytu w ciepłych krajach, jest cudownie.




Staramy się jak najdłużej jechać parkiem, ale w końcu musimy go opuścić by zobaczyć co to są te „Żabie Doły”. Nasza nawigacja wyprowadza nas w pewnym momencie w pole, musimy zawracać i włączyć daną nam przez Boga zdolność orientacji w terenie. Docieramy do celu, raj dla wędkarzy i żabJ.


Teraz kierunek Świerklaniec, ale po drodze jest rynek w Bytomiu. Wojtek przeczytał gdzieś, że w ubiegłym roku Bytom został uznany, a raczej jego mieszkańcy za najbardziej przyjaznych w Polsce. Szybko to sprawdzam, jedna z Pań nie zwracając uwagi wchodzi mi pod koła choć jadę bardzo ostrożnie, jej spojrzenie zaprzecza rankingom. Jednak „starówka” jest naprawdę śliczna. Wiele razy przejeżdżałem przez to miasto, i zawsze było niemile wspominane ze względu na korki, korki i korki. Odkąd powstała autostrada A4 nie miałem potrzeby go odwiedzać. Nie wiedziałem ile traciłem.
Na rynku znajdujemy nie tylko miejsce na kolejne fotki. ale również bar z kebabem. Widok i wystrój nie zachwyca, smak odwrotnie, pychotka. Prowadzi krajanka, surówki świeżuteńkie, bułka świeża i chrupiąca, mięso rozpływa się ustach, sos ostry, no prawie ostry, ale bardzo dobry. I pozwolono nam wprowadzić nasze rowery do lokalu!!! To przesądziło o wszystkim, dajemy cztery na pięć gwiazdek, jedną ujmuję za ciemny i ponury wystrój.







Teraz ruchliwymi ulicami ruszamy w stronę Świerklańca, na szczęście przychodzi moment gdy jedziemy przez, las (park) cudowne drogi rowerowe, POLECAM!!!. Kilometry twardych, równych, szybkich dróg leśnych. Jesienna pora dodaje tylko uroku naszemu podróżowaniu. Docieramy do Świerklańca choć nie wjeżdżamy do kompleksu ogrodowego, robimy tylko fotki przy zbiorniku i ruszamy w drogę powrotną. Brak czasu a mamy zaplanowane zajęcia na popołudnie. Fajne jest to, że doskonale rozumiemy się z Wojtkiem i nie ma napięcia, że czegoś za mało lub za dużo, pełna zgoda by się dostosować do sytuacji.

Wracając podnoszę głowę wyżej zza kierownicy, jest ku temu powód. Chcę pokazać Wojtkowi odkrytą przeze mnie drogę do Świerklańca przez Rogoźnik i malowniczą dolinę w Strzyżowicach. Jest krótka, spokojna, bardzo ładne widoki, choć nieco górzysta. Udało się po przejechaniu setek kilometrów prowadzonych przez Wojtka wyjść choć na chwile na czoło i go poprowadzić. Mile uczucieJ.
Stajemy na roztaju dróg, w prawo na Grodziec w Lewo na Gródków. Pożegnalne cześć i kończymy wspólną podróż. Jeszcze kilka kilometrów i docieram do domu na styk. Żona już czeka na wyjazd. Zawożę ją do pracy by mieć do dyspozycji samochód. Ruch się wzmógł niesamowicie, ruszyli niedzielni kierowcy, czy co? Po drodze niespodzianka w Będzinie na wysokości Kauflanda wyprzedzam WojtkaJ, on jeszcze bidulek w trasie. Na pociechę ma to, że już blisko do domu, 3 – 4 km.
Zrobiłem 67 km, Wojtek pewnie 10 więcej. Przekonałem się, że aby zrobić fajną wycieczkę nie trzeba się ruszać daleko. Kolejna trasa regionalna jaka mi się marzy, to szlakiem zbiorników Pogoria I, II, III, IV, Zalew Przeczyce, Świerklaniec, Chechło Nakło, powrót przez Tarnowskie Góry (rynek) do domu. Wojtek, co ty na to?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz