Gdy procedura odpalania zostanie rozpoczęta trudno ją zatrzymać. Tak było ze mną gdy zamarzył mi się nowy rower. Uznałem, że mój osiemnastoletni "góral" jest wysłużony i nieco przestarzały. Choć przemknęła mi myśl aby go tuningować, ale szybko zszedłem z jak uznałem błędnej drogi. Przecież nie rozciągnę ramy i nie włożę większych kół. Ten posłuży mi do jazdy po okolicznych lasach i łąkach.
Myśląc o kolejnych wyprawach przydał by się rowerek z większymi czyli 28" kółkami, nieco większą ramą, cieńszymi oponami do jazdy "uniwersalnej" czyli na asfalt i drogi szutrowe. Nie pogardzę też lepszym oprzyrządowaniem:). Rozpocząłem przeczesywanie internetu poszukując rad w doborze właściwego sprzętu do moich oczekiwań. Zaczęło się również odwiedzanie najpierw sklepów wirtualnych, a potem realnych. Startowałem z niskiego "c" i sam nie wiem kiedy przeskoczyłem o oktawę wyżej, zacząłem szukać roweru nieco lepszego. Niestety ceny też rosły:(, a budżet był skromny. Biorąc pod uwagę, że nie wyjeżdżaliśmy na wczasy (to już tradycja), a w odwiedziny przyjechała moja mama na dwa tygodnie dokładając się znacznie do rodzinnych wydatków, otrzymując błogosławieństwo kochanej małżonki zdecydowałem, kupuję!
Najbardziej odpowiednim okazał rower crossowy. Dokładając do niego błotniki, oświetlenie, bagażnik, licznik i sakwy uzyskałem rower z dobrym zacięciem na szosę i drogi gruntowe, pozwalający również uprawiać turystykę na czym mi bardzo zależało. Nie wiem dlaczego, ale rowery typowo trekingowe nie urzekały mnie ani wyglądem, ani oprzyrządowaniem. Wydawały się ciężkie i brakowało im tego czegoś co moim zdaniem mają corssówki.
Jeden ze sklepów w Sosnowcu, bardzo dobrze zaopatrzony i z miłą obsługą zaoferował mi rower Merida 20 w dobrej cenie na co wstępnie przystałem. Gdy okazało się, że nie mogą go dla mnie szybko sprowadzić, zaoferowali mi Miridę 40 w jeszcze atrakcyjniejszej cenie, nie było się co zastanawiać. Jeden telefon do Wojtka i następnego dnia jesteśmy w sklepie, wystarczyło spojrzenie na kolegę, jego wzrok mówił sam za siebie, to jest to! Na drugi dzień uzbrojony w dodatkowy osprzęt ruszam w moją pierwszą pełną emocji podróż ze sklepu do domu.
Teraz mogę przemierzać kraj wzdłuż i wszerz, góry i doliny, drogi asfaltowe i gruntowe, w słońcu i deszczu. Za 200 km pierwszy serwisowy gwarancyjny przegląd i regulacja przerzutek. Fajnie było zobaczyć minę sprzedawcy gdy pojawiłem się tam dwa dni po zakupieniu roweru. Pierwsze pytanie sprzedawcy "co się zepsuło?". Odpowiedziałem "nic, przyjechałem na przegląd". Ale o tym jak do tego tak szybko doszło już w kolejny poście.
Na zdjęciu rower jeszcze bez bagażnika i sakw, ale zobaczycie je w następnych postach, sakwy są pożyczone od Wojtka. Na moje przyjdzie mi jeszcze poczekać (już mam upatrzone tylko skarbonka musi spuchnąć), tak jak na namiot i resztę sprzętu na kilkudniowe i jeszcze dłuższe wyprawy:).


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz